Z mojego dzieciństwa pamiętam,
że głównym narzędziem wychowawczym w domach był piękny, mniej lub bardziej
wysłużony, skórzany pas z metalową sprzączką. U sąsiadki, która miała dzieci
sporo starsze ode mnie, wisiała na kuchennej klamce pyta, czyli kawałek patyka
z rzemieniami. Bicie było najważnieszym argumentem podczas nieporozumień
międzypokoleniowych, przy czym to ci starsi i silniejsi używali narzędzi
wspomagających a nie słabsi. Rolą dzieci było nadstawianie pośladków na życzenie
rodzica lub chowanie ich ze strachu przed bólem. Oczywiście generalizuję, wielu
z moich rówieśników nie było nigdy bitych pasem, rodzice używali dłoni. Nie
zawsze bicie oznaczało oklepywanie pupy, znam tych którzy często i gęsto
dostawali po głowie czy mieli naciągane uszy. Z opowiadań starszych pokoleń
natomiast słyszałam, że w latach powojennych osobami wymierzającymi kary
cielesne bardzo często byli nauczyciele w szkołach czy księża na religii. Bicie
w domach było niejako rytuałem wykonywanym przez głowę rodziny skórzanym pasem
czy rzemieniem po powrocie do domu z pracy i wysłuchaniu drugiej połowy, czyli
matki, ile się musiała naużerać z niedobrymi dziećmi przez cały dzień.
Wraz ze zmianą czasów, zmieniły
się kary. Bolesne chłosty zastąpione zostały przez teoretycznie bardziej
humanitarne metody. Klaps dany ręką pozostał nadal najbardziej przekonującym
argumentem w relacjach rodziców z dziećmi, ale w dużej mierze kary fizyczne
zostały zastąpione przez kary „psychologiczne”. Wśród tych najczęściej stosowanych
przez rodziców kar jest zakaz oglądania bajek, zakaz jedzenia słodyczy, zakaz
zabaw z rówieśnikami i siedzenie we własnym pokoju.
Czy kary są konieczne?
Z punktu widzenia rodzica,
trudno sobie bez nich poradzić z dzieckiem. Im starsze dziecko, tym wachlarz
kar musi być większy a kary bardziej wymyślne. Im większe „wykroczenie” dziecka
tym kara powinna być dotkliwsza.
Z punktu widzenia pedagoga, kary
są elementem wychowania, ale... muszą mieć sens i muszą być proporcjonalne do
wieku dziecka. Czasy stawiania do kąta i klęczenia na grochu, mam nadzieję,
bezpowrotnie minęły. Uderzenie dziecka do 3 lat powoduje u niego jedynie szok
wywołany bólem czy uderzeniem, co mylnie przez rodziców może zostać
interpretowane jako poddanie się woli rodzica i zrozumienie, że coś się źle
zrobiło. Tak małe dziecko nie rozumie zachowania rodzica, ale boi się, że
rodzic może to powtórzyć. Bicie wyzwala w dzieciach agresję. Tak jak rodzic
wyżywa się na nich, one wyżywają się na swoich misiach a potem kolegach. Bijąc
dzieci przy każdej okazji, dajemy im sygnał, że tak rozwiązuje się problemy.
Dlaczego rodzic bije?
Rodzice używający przemocy
wobec własnych dzieci motywują swoje zachowanie dając za przyklad siebie: „byłem
bity i wyrosłem na ludzi, więc mojemu dziecku też nic się nie stanie”.
Chciałabym zapytać takich rodziców, czy kiedy byli dziećmi lubili być bici. Bo
to, co czuli jako dzieci, teraz czują ich dzieci. Dorośli wykorzystując swoją
przewagę nad dzieckiem, biją uwalniając się z frustracji, napięcia
spowodowanego innymi problemami niż to, które sprawia dziecko. Bijący rodzic to
rodzic ubogi emocjonalnie, nie potrafi nawiązać kontaktu z dzieckiem na
płaszczyźnie człowiek-człowiek, to osoba, która musi sobie podporządkować
dziecko, by czuć się pewnym siebie. To osoba, która wyładowując się fizycznie
na bezbronnej istocie, czuje się spełniona, bo nie potrafi spełnić się w inny
sposób.
Co może zastąpić bicie?
Jestem przeciwna długim i
jałowym, do niczego nie prowadzącym dyskusjom z dzieckiem. Im mniejsze dziecko,
tym krótsza i jaśniejsza powinna być informacja, którą mu przekazujemy. Karą za
rozrzucenie zabawek w złości może być ich posprzątanie. Karą za uderzenie
rodzica może być stwierdzenie rodzica, że jest mu bardzo przykro i pokazanie
dziecku, że wywołuje to w rodzicu smutek. Zmuszanie do jedzenia posiłku można
zastąpić wyrzuceniem z jadłospisu dziecka słodyczy. Oczywiście dziecku należy
tłumaczyć dlaczego zostanie ukarane. Rzucanie na wiatr informacji: jak nie
będziesz robił tego co chcę nie będziesz oglądał bajek przez tydzień – nie ma
sensu. Nic dziecku nie powie takie zdanie, bo to my nie wytrzymamy bez
włączania mu bajek przez tak długi okres. Lepiej wymierzać kary krótsze – typu dziś
nie oglądasz bajek, bo zrobiłeś to czy tamto – i być konsekwentnym w ich
przestrzeganiu. Dziecko bardzo szybko się uczy, co może a czego nie, z którym
rodzicem łatwiej mu się dogadać, a który jest surowszy. Dlatego konsekwencja
musi być ze strony obojga rodziców. Jeśli jedno mówi nie, to drugie z rodziców
je popiera. Jeśli jedno bierze pod uwagę zmianę kary na mniej dotkliwą lub chce
ją skrócić, to drugi z rodziców powinien się z tym zgodzić.
Jak poradzić sobie z
krzyczeniem?
Czasem niektórzy rodzice nie chcąc bić - krzyczą. Im bardziej krzyczymy na
dziecko tym mniej nas słucha. Im częściej krzyczymy tym częściej zaczyna
krzyczeć dziecko. W pewnym momencie okazuje się, że nie potrafimy rozmawiać z
własnymi dziećmi, bo nasza konwersacja polega na wzajemnym przekrzykiwaniu się.
Z mojego wieloletniego doświadczenia wiem, że na dzieci lepiej działa cichy acz
stanowczy głos niż słowotok wykrzyczany z nerwów. Ze słowotoku dziecko wyłapie
zaledwie kilka słów i nic poza wykrzyczeniem się rodzic nie zyska, a dziecko
jedynie się przestraszy. Jeśli zbyt często będziemy krzyczeć, dziecko się do
tego po prostu przyzwyczai i przestanie reagować. Zanim zaczniemy się „drzeć”
bez sensu, weźmy głęboki oddech i po prostu powiedzmy, co chcemy powiedzieć
wolno i wyraźnie. Kiedy zauważacie, że dziecko zaczyna się denerwować i
krzyczeć, powiedzcie mu, że nic nie zrozumieliście. Żeby wzięło głęboki oddech
i powoli i wyraźnie zaczęło do Was mówić. To ćwiczenia, które wyjdą na dobre
Waszym kontaktom z dziećmi. Nie wcinajcie się w wypowiedzi dzieci, pozwólcie
wytłumaczyć problem od początku do końca, choćby miało to dziecku zająć
kwadrans. Dziecko w ten sposób nabierze pewności siebie również w kontaktach z
równieśnikami i innymi dorosłymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz