Tak, jak trudno znaleźć opiekującym się dziećmi dobrego pracodawcę, tak
samo trudno znaleźć rodzicom dobrą nianię. Zarówno jedni jak i drudzy
napotykają na różne problemy i wcale nie łatwo jest im znaleźć osobę godną
zaufania, z którą współpraca układałaby się fantastycznie.
Byłam po jednej i po drugiej stronie. Zanim zostałam mamą, pracowałam jako opiekunka
do dzieci we Włoszech. Kilka lat później, kiedy urodziła się Niunia, a ja
poszłam do pracy – szukałam opiekunki. Trudności we współpracy z rodzicami
dzieci jak i w znalezieniu potem odpowiedniej osoby dla mojego dziecka było
całe mnóstwo. Chciałabym się podzielić moimi rozważaniami na ten temat zarówno
z osobami, które szukają tej niezwykle satysfakcjonującej pracy jak i z tymi,
które obawiają się oddać dziecko w obce ręce.
Kiedy jesteś opiekunką
Praca z dziećmi
to bardzo odpowiedzialne zajęcie. Opiekujemy się cudzymi dziećmi, odpowiadamy
za nie przez cały czas, kiedy są pod naszą opieką. Bywa, że nasza praca polega
jedynie na odbieraniu dziecka z przedszkola i zaprowadzeniu dziecka do domu.
Zdarza się, że kiedy dziecko jest starsze musimy mu pomóc w odrabianiu lekcji.
Jednak dość często bywa tak, że spędzamy więcej czasu z dzieckiem niż jego
rodzice. Często też nianie są obarczane dodatkowymi obowiązkami. Włoskie mamy
chętnie każą im gotować, prać i
sprzątać. Opieka nad dzieckiem staje się wtedy drugorzędna, bo tak naprawdę
jest niemożliwa, zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z małymi dziećmi.
Moja pierwsza praca w
charakterze opiekunki do dziecka we Włoszech
Zajmowałam się dzieckiem od 6
miesiąca jego życia. Przychodząc rano do pracy miałam pełen zlew brudnych
naczyń do pozmywania (choć stała obok zmywarka nie mogłam jej używać), potem
musiałam odkurzyć i umyć podłogi, wyprać ubranka dziecięce (ręcznie
oczywiście), na koniec ugotować „papę” i naszykować dla jego tatusia obiad...
Czas na zajmowanie się malcem był zredukowany do minimum. Niestety, dziecko
rosło i potrzebowało więcej uwagi, a ja ciągle miałam dokładane zadania. Choć,
dzięki temu, że musiałam robić zakupy byłam w stanie z dzieckiem wyjść też na
spacer, inaczej musiałoby ciągle siedzieć w domu... Bywało więc, że miałam
roczne już dziecko w wózku i dwie siatki z warzywami i owocami, makaronami i
wodą, a potem musiałam to wszystko wnieść na górę na drugie piętro. Tak pewnie
by to trwało, gdyby nie pewien mało przyjemny fakt.
Pewnego dnia mój podopieczny nauczył się chodzić. To był tak naprawdę jeden
z pierwszych dni, kiedy dziecko puściło się i poszło samo na nóżkach... Tyle,
że ja byłam odwrócona do niego tyłem - stałam przy garnkach, gotując jego ojcu obiad.
Nie zdążyłam dobiec do dziecka (kuchnia z salonem to było dość spore
pomieszczenie) i grzmotnęło o podłogę, zahaczając główką o nogę pięknie
skądinąd rzeźbionego drewnianego stołu... Malec został zawieziony do szpitala, gdzie założono
mu szwy. A ja na drugi dzień w pracy miałam pogadankę z rodzicami.
Efekt tego był taki, że matka dziecka wymyśliła, żebym przywiązała dziecko do fotelika, aby nie zrobiło sobie znowu krzywdy, gdyż
oczywiście chciała, abym robiła wszystko to, czego jej się nie chciało, a
ojciec (jedyny mądry w rodzinie) kazał mi się zajmować jedynie dzieckiem.
Z tą samą rodziną zdarzyło mi się niestety mieć również problemy z
wypłacałnością. Na pierwszym spotkaniu z matką dziecka ustaliłam stawkę i formę
płacenia na koniec miesiąca. Przepracowałam cały miesiąc i nie widziałam
pieniędzy. Pani się nie spieszyło. Więc po tygodniu przypomniałam, że pracowałam
(bywało, że bez dnia wolnego, w niedziele również) i należy mi się wypłata.
Pani oczywiście nie miała gotówki. Na drugi dzień dała mi 50% mojego
wynagrodzenia informując mnie, że popytała wkoło i jej powiedziano, że stawka
jest taka i ona postanowiła mi zapłacić inaczej niż się umawiałyśmy. Rozpłakać
się nie rozpłakałam, ale zła byłam ogromnie... Ona poszła do pracy a ja
zostałam z dzieckiem. Na drugi dzień miałam przyjść po południu, wpadłam dwie
godziny wcześniej i poinformowałam, że za taką stawkę pracować nie będę.
Oburzona, bo co ona teraz ma zrobić z dzieckiem, powiedziała, że więcej nie
zapłaci. Więc grzecznie jej powiedziałam, że to już jej sprawa i wyszłam.
Zadzwoniła po 5 dniach. Od tego dnia zaczęła mi płacić na koniec tygodnia, a po
pewnym czasie (bo ona nigdy nie miała pieniędzy, kiedy wypadał dzień płatności)
schodziłam po pieniądze do jej męża.
Dla osób, które mają zamiar pracować we Włoszech jako nianie mam cztery ważne
rady:
1. Zaraz na początku ustalcie wysokość wynagrodzenia i domagajcie się zapłaty na koniec dnia, w przypadku, kiedy
opieka ma charakter dorywczy lub na koniec tygodnia, jeśli pracujecie codziennie.
2. Pierwszego dnia ustalcie z pracodawcą
zakres obowiązków, tj. czy macie zajmować się tylko dzieckiem czy również domem.
3. Ustalcie
również co dziecko może, a czego nie
może robić w waszej obecności.
4. BĄDŹCIE
ODPOWIEDZIALNE jako nianie. Nie używajcie telefonu do rozmów prywatnych, nie
umawiajcie się ze znajomymi, zwłaszcza jeśli
dziecko w tym czasie nie ma się z kim bawić, nie włączajcie nigdy dziecku
telewizora (naogląda się go, kiedy jest z rodzicami), nie wypytujcie dziecka o
szczegóły życia rodzinnego, woźcie dziecko w wózku czy foteliku samochodowym ZAWSZE
zapięte, nawet jeśli macie przejechać 100 m. Jeśli musicie wozić dziecko waszym
autem każcie od razu rodzicom dać sobie fotelik dla dziecka – to dobrze będzie
świadczyć o waszej odpowiedzialności. Nie kupujcie dzieciom żadnych zabawek ani
słodyczy na spacerach – od tego są rodzice. I, BARDZO PROSZĘ, NIGDY nie palcie
papierosów w obecności dzieci, nawet jeśli robią to ich rodzice...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz